To, że felietony pod szyldem "Okiem Naczelnego" od jakiegoś czasu się nie pojawiają nie oznacza, że inni nie mają ochoty opisywać żużlowej rzeczywistości. Dostaję na swój adres takie próby. Kolejną z nich uznałem na tyle ciekawą, aby udostępnić ją naszym czytelnikom. Felieton to przecież subiektywne spojrzenie do którego każdy ma prawo a w poniższym wiele opisywanych kwestii jest można by napisać na poziomie eksperckim choć sam autor prosi, aby go nie nazywać ani nie porównywać do żużlowych "ekspertów". Tytuł zaczerpnąłem z nadesłanego tekstu.
Kurz po niedzielnym finale zaplecza najlepszej ligi żużlowej świata opadł. Wiele już zostało powiedziane i napisane co doprowadziło do zaskakującego dla ekspertów rozstrzygnięcia. Najwięcej o nadmiernej pewności siebie i instalacji w parku maszyn przygotowanej na fetę po finale. Jak zauważyli niektórzy sama pewność siebie w sporcie nie jest niczym złym więc postarajmy się znaleźć błędy, które z niej mogły wynikać. We wspomnianych wnioskach mówi się o błędach zawodników wymieniając ich z nazwiska, ale jakby cisza zapanowała w kontekście trenera czy też szerzej sztabu szkoleniowego bydgoskiej drużyny. Co więcej w wywiadzie z Tomaszem Bajerskim na łamach Expressu Bydgoskiego czytamy:
”Jeśli chodzi o mnie, moich współpracowników, to mogę powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, aby stworzyć zawodnikom jak najlepsze warunki. Ostatni miesiąc to praca od 6.00 do 22.00 na stadionie. Tor był identyczny w zasadzie od początku sezonu, temperatura idealna więc wszystko było w rękach i motocyklach zawodników.”
Cały klimat wypowiedzi pomijając fakt, że ciężko wyobrazić sobie aby ktokolwiek pracował na stadionie po 16 godzin to zarówno w cytowanym fragmencie jak i w wywiadzie telewizyjnym po pierwszym jak i po drugim meczu finałowym Bajerski zdaje się mówić: ja wszystko zrobiłem dobrze, a święto popsuli oni. No to po kolei….
Przygotowanie toru
Trener jak mantrę już przed meczem powtarzał, że tor jest identyczny jak na ostatnim treningu. Kiedy na odprawie podczas obchodu toru Philip Hellstrom Bangs nieśmiało powiedział, że na ostatnim treningu tor był bardziej przyczepny to zostało to zbagatelizowane przez Bajerskiego, który skwitował, że przecież trening odbywał się o 18.00 – pytanie tylko po co lub dlaczego skoro mecz było o 14.30, a we wrześniu to jednak spora zmiana warunków pogodowych – no chyba, że na swoim torze przygotowywali się pod tym kątem do meczu w Rybniku, ale wówczas niezrozumiałym wydaje się nawiązywanie do tego jaki był tor na treningu, sugerując w ten sposób wszystkim, że powinny działać te same ustawienia. Podobną pewność siebie trener prezentował na kolejnej odprawie już po próbie toru, gdzie szeroko się uśmiechał, że czasy są takie same. Sam fakt, że tor był powtarzalny to faktycznie zasługa trenera i jego współpracowników jednak w moim odczuciu dla ludzi odpowiedzialnych za przygotowanie toru w drużynie aspirującej do awansu co najmniej od dwóch lat (bezpośrednio i pośrednio) to podstawowy obowiązek, aby tor był powtarzalny, a nie powód do nadmiernej dumy. No i jeszcze pola startowe. Jeśli dalej kontynuujemy narracje, że tor był identyczny i nikt nie narzekał na pola startowe, ba co więcej Bajerski cieszył się jak dziecko z nowej zabawki, kiedy sędzia wylosował zestaw nr 1 (który wykluczał starty Kurtza z pola D) to przyjrzyjmy się co się wydarzyło w końcówce zawodów. Dwa razy na polu D ustawiał się Rohan Tungate i wykorzystał ten atut w 100%. W tym miejscu nie ma sensu rozważanie, czy to celowo tak zostały przygotowane pola startowe, czy „tak wyszło”, fakt jest taki, że wyłączenie Kurtza było pozorne (o tym niżej), a otworzyło to bramę jego koledze z reprezentacji.
Złote rady
Rola trenera w sporcie to temat na akademicka dyskusję, natomiast szczególnie w motosporcie jest ona mocno zmarginalizowana. Próżno szukać trenerów w teamach F1, Moto GP czy motocrossie. Zawsze są tam osoby, które spełniają podobne role do trenera, głównie dostarczają informacji, których zawodnik sam nie jest w stanie zgromadzić, a które mogą być pomocne w osiągnięciu dobrych wyników.
Ktoś powie, żużel jest inny i zgoda bo mamy przecież kult Romana Jankowskiego gdzie od lat zachwytów nad szkoleniem leszczyńskiej Unii nie ma końca. Jednak czym innym na etapie nauki jazdy są podpowiedzi dotyczące sylwetki, poprawnych zachowań, a co innego obserwowaliśmy na etapie obu finałów. Trener Bajerski już od meczu w Rybniku powtarzał, że zawodnicy mają pilnować krawężnika, ba co więcej po pierwszym meczu publicznie skrytykował swoich podopiecznych, że przez brak konsekwencji stracili pozycje na rzecz przeciwników. Podobna sytuacja miała miejsce w niedzielę. Od początku zawodów na odprawach pomimo, że tor przygotowany był jak zawsze, czyli najszybsza ścieżka pod bandą (co udowodnili odpowiednio Buczkowski, Huckenbeck, Kurtz i Tungate) nakazywał zawodnikom pilnowania krawężnika, a na odprawie po biegu VII przy wszystkich wypomniał błąd Mateuszowi Szczepaniakowi, który odsunął się od kredy w biegu V z czego skorzystał świetnie dysponowany w ten dzień Trześniewski (moment do zapamiętania). Co więcej po biegu X wprost zwrócił się do Sorensena, że ma pilnować wewnętrznej linii, a ten posłuchał trenera, bo być może nie chciał więcej słuchać jego wypowiedzi jak po meczu w Rybniku…. co w konsekwencji ułatwiło zadanie Kurtz’owi w biegu XI gdzie startował z fatalnego pola B, żeby na dystansie wywalczyć jeden punkt. Tutaj można wrócić do pozornego wyłączenia Kurtza dzięki sprzyjającemu losowaniu. Rzeczywiście na papierze może tak to wyglądać, że Australijczyk nie był tak świetnie dysponowany jak chociażby w piątek, ale czy na pewno? Czy to jednak nie on i jego jazda w biegu XIII gdzie na wyjściu z pierwszego łuku był na prowadzeniu spowodowała, że przed XV biegiem Bajerski bezpośrednio zwrócił się do swojego niemieckiego lidera, że ma pilnować wewnętrznej części toru uniemożliwiając Brady’emu atak tą częścią toru, ale w konsekwencji otworzyło bramę drugiemu z kangurów do najszybszej ścieżki pod balotami. Wracając do roli trenera w motosporcie, jakoś próżno szukać, aby ktoś Hamiltonowi, wcześniej Rossiemu mówił, którędy i jak wyprzedzić swoich rywali.
Motywacja negatywna
Kolejnym tematem godnym uwagi, zastanowienia, czy chociaż przyczynkiem do rozważań czy na pewno zrobiono wszystko, żeby zawodnikom stworzyć jak najlepsze warunki jest sposób motywacji bydgoskich juniorów i nie tylko. Po pierwszym meczu finałowym Bajerski powiedział, że jego juniorzy pojechali tragicznie. W rewanżu wyglądało jakby te słowa bardzo do serca wziął co najmniej jeden z nich w konsekwencji starał się tak bardzo, że spowodował dwa upadki rywala. Co prawda wprost bydgoska drużyna punktów z tego tytułu nie straciła (no chyba, że założymy, że Buszkiewicz raz już minął Trześniewskiego), ale może zachowując spokój i dodając wiary zawodnikom (zwłaszcza wracającemu po kontuzji) efekt byłby lepszy. O publicznych uwagach na odprawach i w wywiadach w kierunku Szczepaniaka i Sorensena już mowa była wyżej.
O sztabie słów kilka
We wstępie napisałem o sztabie, a więc dwa krótkie wnioski. Pierwszy to kierownik drużyny. W jednej z przerw na kosmetykę toru na płytę wewnątrz toru udał się kierownik drużyny przeciwnej, żeby porozmawiać z komisarzem toru. Wówczas Krzysztof Kanclerz wyraźnie się uniósł i wykrzyczał, że jego kolega po fachu nie ma prawa wychodzić na tor bo tak stanowi „jakiś regulamin”. Otóż Regulamin Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych stanowi zupełnie inaczej, a zapis poniżej:
Art. 58.
1. Na 60 minut przed godziną rozpoczęcia zawodów, podczas zawodów, przerw w zawodach i treningu przed zawodami do momentu zwolnienia motocykli przez sędziego zawodów / komisarza technicznego na płycie (wewnątrz toru) mogą przebywać wyłącznie niżej wymienione osoby:
…………..4) kierownicy drużyn lub wymiennie trenerzy (tylko w zawodach ligowych),
Pytanie tylko czy to była faktyczna nieznajomość przepisów tego, który w drużynie powinien je znać najlepiej, czy nieczysta gra – każdemu pozostawiam ocenę co gorsze w przypadku kierownika drużyny aspirującej do jazdy w najlepszej lidze świata. Jednak to nie jedyny błąd sterników klubu z Bydgoszczy i raczej nieszkodliwy (poza wizerunkiem wśród osób, które wspomniany regulamin znają). Większy wpływ dla losów finałów miała decyzja o zakończeniu współpracy z Adrianem Gomólskim – być może to nie była bezpośrednio decyzja władz klubu, jednak to, że przed kluczowymi meczami znalazł się po drugiej stronie barykady jak widać pomogło Pawłowi Trześniewskiemu wejść na zdecydowanie wyższy poziom w końcowych meczach.
Podsumowując wszystko co powyżej to tylko moja analiza z boku, wniosków można mieć więcej, może inne, ale brak pokory po porażce w Rybniku, gdzie Bajerski mówi wprost, że jego decyzja była dobra, bo Sorensen prowadził 3,5 okrążenia (niestety w żużlu punkty przyznają po pełnych czterech) czy po rewanżu o czym świadczy choćby cytat z początku artykułu nie wróży, niczego dobrego na przyszłość no chyba, że chodzi tylko o dobry bajer z tą walką o awans. Ocenę wszystkiego co napisane powyżej pozostawiamy jak zwykle naszym czytelnikom.