Dostałem wiele pytań o milczenie Naczelnego. Od ukazania się ostatniego felietonu minęło wiele miesięcy. Tekst pt Patologia systemu opublikowałem przed zapowiadanymi i oczekiwanymi przeze mnie ale również cześć środowiska żużlowego jesiennymi zmianami w GKSŻ. Gros krytyki jakie spadało na "stare" GKSŻ dotyczyło spraw sędziowskich a co za tym idzie osobę za tą sferę odpowiedzialną. Zmiana jednak nie nastąpiła.
Skoro tak to albo krytyka była bezpodstawna albo decydentom ona nie przeszkadzała i mieli inne powody, aby pozostawić w tej materii status quo. Krytyka z mojej strony zawsze opierała się o regulamin więc w grę wchodziły inne powody. Nie chce mi się ich dociekać. Natura ludzka kolejny raz okazała się nieodgadniona.
Poniżej publikuję analizę, która do mnie dotarła i nie ukrywam, że mnie poruszyła. Okazuje się, bowiem, że są w środowisku żużlowym ludzie, którym jeszcze się chce i zależy. To mimo wszystko budujące. Tytuł zaczerpnąłem z otrzymanego tekstu.
W miniony weekend zainaugurowane zostały rozgrywki żużlowe w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych. Już na początku sezonu kibice dostali od zawodników to na co czekali przez długie zimowe miesiące, a więc zaskakujący debiut Kowolika, emocjonujące pojedynki z udziałem Kołodzieja i Lebiediewa, czy w końcu w niedzielę szarże Sayfudinowa i Lamberta. Niestety poza tym co piękne i oczekiwane już w pierwszej kolejce pojawiło się to czego byśmy nie chcieli odmieniać przez wszystkie przypadki... czyli kontrowersje. Oczywiście błędy sędziów to nieodłączna część każdej dyscypliny sportu, zarówno najpopularniejszej piłki nożnej oraz prestiżowej i drogiej formuły 1, czy mniej popularnych futsalu i piłki ręcznej. Zdarzają się one i w żużlu i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, a różnicą do tych wymienionych w pierwszym szeregu jest reakcja ludzi odpowiedzialnych za sędziów.
Kiedy to w 2021 roku przez błąd sędziów Lewis Hamilton przegrał tytuł, wszczęto postępowanie w konsekwencji przyznając się, że doszło do błędu. Tytułu nie sposób było wówczas przyznać Brytyjczykowi, ale przynajmniej nie pogłębiono w ten sposób kryzysu i nie stworzono procederu do kolejnych błędnych decyzji tego typu w przyszłości. Wracając do żużla… u nas jednak jak zwykle inaczej.
Działo się w weekend sporo, dużo decyzji sędziowie musieli podjąć i co najciekawsze poza jedną sytuacją w Rzeszowie gdzie zawodnik „nabrał sędziego” na upadek w pierwszym łuku to poza tym do tych torowych, a więc i najtrudniejszych do podjęcia decyzji sędziego uwag mieć nie można. Ale… No właśnie wychodzi na to, że zawsze jakieś musi być. Niestety już w pierwszym meczu weekendu mający sporo pracy Pan sędzia Lis niesłusznie wykluczył z biegu Pawlickiego, któremu na moment przed zwolnieniem taśmy wypadł wyłącznik zapłonu, zwany też linką. Tu może od razu cytat z regulaminu dla tych, którzy nie lubią zaglądać na stronę PZM i doszukiwać się, w którym to regulaminie i w którym miejscu mowa jest o wkluczeniach. Jedyny punkt regulaminu (Art. 71 pkt.11), który mógł zastosować sędzia i który zresztą później nieudolnie w tv tłumaczył Pan Leszek Demski brzmi:
11. Zawodnik, który był ustawiony na swoim polu startowym i którego motocykl w od momentu zapalenia zielonego światła startowego nie porusza pracujący silnik, jest wykluczony z biegu.
Pomijając w powyższym, że osoba redagująca regulamin w „lidze za miliony” nie umie doprowadzić to tego, aby przy wprowadzeniu zmian nie wyszły z tego głupoty to stoi on w opozycji do Art. 71. 4, który mówi:
4. Jeżeli w czasie po zapaleniu zielonego światła startowego do zwolnienia taśm maszyny startowej motocykl zawodnika nie stoi bez ruchu dwoma kołami w kontakcie z torem, uznaje się, że zawodnik ten utrudnia prawidłowe przeprowadzenie startu.
To w końcu motocykl ma stać, czy ma się poruszać? Jedno wyklucza drugie. Jeśli natomiast autor zapisu w pkt. 11 miał na myśli, że jeśli po zapaleniu zielonego światła zawodnik, który zorientuje się, że jego silnik z jakiś względów nie pracuje i w związku z tym wykaże się przytomnością umysłu i wepchnie swój motocykl w taśmę siłą własnych mięśni, a nie siłą wypracowaną przez jednostkę napędową zostaje wykluczony z biegu i/lub nie może być zastąpiony przez zawodnika rezerwowego to tak mniej więcej należało to opisać, a nie tworzyć... pole do interpretacji.
Tu przypomnienie lub wyjaśnienie dla niewtajemniczonych, że pkt. 11 i część wytłuszczona to zmiana w regulaminie po zdarzeniu z zeszłego roku po sytuacji z Poznania gdzie Gapiński w jednym z biegów zachował się jak w opisie powyżej. Ktoś uznał, że to nie fair (a to temat na odrębną dyskusję) i chciał zmiany regulaminu. I z tym… nie mam problemu, ale skoro zmieniamy to zmieniajmy tak, szkolmy tak, żeby nie było problemów jak w piątek u Pana Lisa.
Biorąc pod uwagę Art. 71 pkt. 11 i zapisy video z meczu Wrocław vs. Zielona Góra nie ma najmniejszej wątpliwości, że Piotr Pawlicki ruszył po zwolnieniu taśmy siłą unieruchamianego silnika. Dla tych, którzy potrzebują szerszego tłumaczenia dostępnego dla każdego podaję przykład z życia: Siadamy do auta, wciskamy sprzęgło, wybieramy bieg pierwszy, wciskamy pedał przyspieszenia tak, że obroty wzrastają do 4-7tys obr/min (pierwsza wartość dla diesla, druga dla benzyny) przekręcamy kluczyk na pozycję „0” i po upływie 0,5 sek puszczamy energicznie sprzęgło. Samochód się poruszy, ale po chwili stanie ze względu na wyłączony zapłon - przykład dla zobrazowania, jak ktoś chce próbować to na własną odpowiedzialność.
Czy przypadek Piotra kwalifikuje się pod zapis art. 71 pkt. 11.? Tylko w wybujałej fantazji twórczej Pana Demskiego, który kolejny raz zdaje się pluć nam w twarz i mówić, że to deszcz, bo dalej w swojej wypowiedzi twierdzi, że jeśli silnik nie zgasł po wypadnięciu wyłącznika to znaczy, że był niesprawny i nie powinien brać udziału w biegu. Panie Demski bzdura! Przecież silnik przestał pracować, bo Piotr Pawlicki musiał uruchomić go ponownie po tym jak zorientował się co się stało, a doskonale Pan Demski wie, że kontrolę poprawności działania tych wyłączników przeprowadza się podczas grzania motocykli przed zawodami w taki sposób, że do unieruchomienia silnika nie dochodzi… czyli w rozumowaniu Pana Leszka to oczywiście nie są dwie identyczne sytuacje… niemniej wszystkie są niesprawne.
Podsumowując, wykluczenie Piotra Pawlickiego nie ma podstawy regulaminowej i na szczęście na tą chwilę, możemy przyznać się do błędu, a nie tworzyć nowe interpretacje, które staną się niebezpieczne z punktu widzenia powstawania podobnych wątpliwości w przyszłości. Jednocześnie należy skorygować wynik meczu we Wrocławiu, przyznając punkt Pawlickiemu (to w końcu też jego pieniądze) i pozostawić zawodnikom na torze do rozstrzygnięcia losy awansu do play-off czy spadku z ligi bez powracania do tej sytuacji w sierpniu kiedy ten jeden punkt może okazać się decydujący w tej walce. Panom w granatowych marynarkach życzę większej uwagi i precyzji przy majstrowaniu przy regulaminie i może czasem zaprosić szersze grono nie tylko po to, żeby obwieścić zmiany, ale żeby te zmiany mądrze wprowadzić.